sobota, 19 października 2013

Moje dziecko

" Moje dzieci moją siłą"


W moim przypadku - moje dziecko moją siłą.
Taka prawda.
I nie chcę tu lukrować, że zawsze jest cudownie, że spijamy sobie z dziubków i panuje powszechna idylla. Każda matka wie, że nie ma czegoś takiego jak stan wiecznej szczęśliwości.
Są wzloty i upadki. Są momenty, że masz ochotę wyjść z domu, zostawić Dziecko (tak, to które jest Twoją siłą) i iść pobiegać albo... komuś zrobić krzywdę. Ba, jak czujesz, że musisz wyjść to wyjdź! Na moment, zaczerpnij powietrza, policz do 10. Zazwyczaj przechodzi. A jak nie, to powtórz czynność kilkakrotnie :)
Na mnie działa :)

Ale do meritum... 'Moje dzieci moją siłą' - w moim przypadku zawsze się sprawdza. Odkąd zostałam mamą wszystko co robię jest w mniejszym lub większym stopniu powodowane Matem. I robię to dla niego.
Weźmy na przykład pracę. Z etatu zrezygnowałam dla dziecka (chociaż dla swojej psychiki poniekąd też ), pracuję z domu, żeby mieć czas dla niego. Jak okazało się, że sklep internetowy z torebkami nie przynosi spodziewanych kokosów, a zlecenia na certyfikaty energetyczne do których mam uprawnienia nie pojawiają się codziennie, wymyśliłam coś nowego. Materacyk!

Jak widać - dziecko jest siłą... moją siłą napędową do działania :)

A zdjęcia? Tak mi się przypomniało :)








wtorek, 15 października 2013

O matko!

O matko!
Ale jestem podekscytowana...
Matka i jej Materacyk :)
Będziemy na warsztatach dla kobiet w ciąży 'Mamo to ja' w Warszawie, Lublinie, Białymstoku i Łodzi.
Jeśli któraś z Was jest w ciąży i chciałaby się zarejestrować na takie warsztaty to odsyłam tu:
http://babyonline.pl/mamo-to-ja-warsztaty-informacje.html#spotkanie-17

Dzięki pomocy Dobrego Człowieka będę miała możliwość pokazania Materacyka kobietom w ciąży :)
Bardzo się cieszę, bo to dla mnie ogromna szansa na rozwój :)
Co więcej? A dzieje się więcej, ale o tym innym razem :)

Właśnie jestem w trakcie przygotowywania strony internetowej dla Materacyka. Przeglądam zdjęcia Mata jak był maleńki. On prawie wszystkie zdjęcia ma na tym materacyku :) Ale to dobrze, bo oznacza to, że bardzo mu było na nim dobrze.






Pozdrawiam,
w ferworze pracy - Mama Mata :)







piątek, 11 października 2013

Zanim zostałam mamą

Nie każdemu zachodzenie w ciążę przychodzi za pierwszym razem. Ba, nawet nie za drugim i nie za trzecim...
My, trochę musieliśmy poczekać na Matiego. Ale wszystko dzieje się po coś.

Droga do macierzyństwa nie była łatwa. Była kręta i wyboista. Ile wylanych łez, ile smutku i żalu zanim zdarzył się cud.
Większość naszych znajomych w tamtym czasie zachodziła w ciążę niemalże w mgnieniu oka. My niestety nie mięliśmy tyle szczęścia. Gdy po roku starań kompletnie nic się nie działo zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno zachodzenie w ciążę jest takie proste. Trafialiśmy od 'specjalisty do specjalisty'. Każdy miał inną koncepcję, zlecał setki badań za grube tysiące złotych. Aż w końcu trafiliśmy do 'Najlepszej Kliniki w Kraju' - 300 km od domu, ale czego się nie robi żeby spełnić marzenie.
Byłam zachwycona opieką, podejściem lekarza. Czułam, że mnie rozumie, że mamy 'wspólny cel'. Najlepszy Lekarz z Najlepszej Kliniki uznał, że konieczna jest operacja, po której na pewno się uda. Tylko, że operacja ta kosztuje 3500 złotych. No, ale czego się nie robi... Oczywiście, jak się nie uda, to mamy wyjście awaryjne: in vitro, które daje niemal 100% pewności - tak mówił Najlepszy Lekarz z Najlepszej Kliniki.
Jednak Bóg nade mną czuwał. Najlepszy Lekarz nie miał wolnych terminów i kazał się zgłosić za miesiąc. Przerażona widmem operacji, ale jednak z nadzieją czekałam na styczeń.
- A może poszłabyś do mojego lekarza? - chyba musiałam marnie wyglądać...
Ania, koleżanka z pracy, była już wtedy w ciąży - za dwa miesiące miała rodzić. Nie byłam przekonana, ale uznałam, że nic nie tracę, a świeże spojrzenie innego lekarza to dobre rozwiązanie.
Lekarka - Cudotwórca okazała się być niesłychanie ciepłą osobą. Uśmiech i poczucie humoru nie odbierały jej profesjonalizmu.
-Proszę Pani, o żadnej operacji nie może być mowy, bo to może tylko zaszkodzić. Jeśli Pani chce spróbujemy zadziałać. Jak przez pół roku się nie uda tym sposobem, to spróbujemy innego. A jak i ten zawiedzie to pomyślimy o in vitro.

Okazało się, że wystarczyło udać się do dobrego lekarza, z powołaniem i doświadczeniem. Nie było potrzeby wprowadzania żadnych usprawnień "nie z tej ziemi". Wystarczyła dobra diagnoza, jeden zastrzyk... 

Niczego nieświadomi poleciliśmy na wakacje na Kretę. I tadam... wróciliśmy we trójkę :)

...Bo po każdej burzy wychodzi słońce... :)

środa, 9 października 2013

Baby BUM BUM

To nie jest wpis sponsorowany. Nikt mi nie sprezentował darmowej wejściówki na cały sezon ( a właśnie, Dziewczyny z BCC, może coś bym dostała??? :) ) ani kompletu pościeli czy ręczników.
To wpis po prostu, o tym jak można cudownie zająć dzieci kreatywnymi zabawami. O tym, jak Mati uwielbia tam chodzić i jak się cieszy gdy tylko podjeżdżamy pod budynek BCC.
BCC - to Baby Club Cafe mieszczące się z Łodzi, na Widzewie konkretnie ( http://www.babyclubcafe.pl/ )
My z domu mamy do BCC prawie 20 km w jedną stronę, co łatwo policzyć w dwie daje 40, a dwa razy w tygodniu to 80 km. Ale nie żałuję ani jednego kilometra przejechanego na zajęcia.
Mateo jest zachwycony zabawami, piosenkami (w domu próbuje je śpiewać), dziećmi. Atmosfera jest bardzo przyjazna a dzięki pobytom tam ja - jako matka zyskałam kilka wartościowych znajomości. Mój Syn również.
Dziś odbywały się zajęcia Baby BUM BUM. Najprościej mówiąc to zabawa przez śpiew, taniec, grę na instrumentach.
Z całą pewnością pobyty w BCC rozwijają Mateusza, a to jest dla mnie najważniejsze :)

A Wy, Drogie Mamy? Chodzicie ze swoimi Pociechami na takie zajęcia? Co o tym sądzicie?

poniżej mix zdjęć :)












U mnie sporo się dzieje - u mnie jako Mamy i kobiety realizującej pewien projekt :) Już niebawem się tym pochwalę :D

poniedziałek, 7 października 2013

Plac zabaw

Dziś mamy post mamy.

Niedaleko naszego domu jest plac zabaw. Słyszałam o nim kiedy Mati był malutki. Że praktycznie nikogo na nim nie ma, że są fajne atrakcje dla dziecka. Szczerze powiem, zapomniałam o nim kompletnie. Ale wczoraj mi się przypomniało, więc dziś się tam wybraliśmy.
Faktycznie, plac zabaw jak w jakimś opuszczonym mieście (żywego ducha nie było), chociaż po butelkach po piwie widać, że ktoś tam przychodzi (tylko w innych godzinach). Teren może nie był sterylnie czysty, ale nie można też powiedzieć, że syf wszechobecny.
Z resztą... jakie to ma znaczenie?
Najważniejsze, że Mateo oszalał z radości. W prawdzie szukał 'dzidzi' do zabawy, ale myślę, że mama choć trochę zastąpiła tłum dzieciaków :)


















piątek, 4 października 2013

Mała zmiana

Witajcie.
Będzie mała zmiana na blogu. Do tej pory, w znakomitej większości postów wypowiadałem się JA - Mateusz. Ale teraz, doszliśmy z mamą do pewnych wniosków i stwierdziliśmy, że musimy się tą naszą wspólną przecież przestrzenią podzielić. Mama mówi, że są sprawy o których musi napisać ona jako ONA.
Dlatego trochę będzie ode mnie a trochę od Mamy. Ale oczywiście wszystko i tak będzie kręciło się w około tego samego tematu :)

A co u mnie? Rozgadałem się :) W moim słowniku są takie oto słowa:
mama
tata
baba
dziadzia
dzidzia
ciocia
juje (jajko)
mniam - jedzenie
nie
tak
nie ma (uwielbiam brać coś w rączki, chować za plecami i mówić 'nie ma')
jest ( a potem wyjmować zza pleców i pokazywać mówiąc ;jeeest')
nene (pies)
kółko ( najnowsza zabawa - chodzę po domu i pokazuje gdzie są kółka )
sisi - siku (zdarza mi się przyjść do łazienki, pokazać nocnik, powiedzieć 'sisi'. Mama mnie wtedy sadza na nocnik a ja... siuuuusiam :D )

co chwilę próbuję powtarzać jakieś słowo - niedokładnie tak jak powinno być, ale co tam... uczę się dopiero :)

Oczywiście umiem naśladować zwierzątka: psa, kota, kurę, gęś, krowę, konika.

Jak widać, rozwijam się :)





Pozdrawiamy :)
Mati i Mama Magda :)