Masz tak
czasami? Że chce Ci się płakać z bezsilności? Że nie wiesz co zrobić, co
powiedzieć, jak się zachować w opozycji do dziecka? Swojego własnego,
ukochanego, często jedynego? Masz poczucie, że zawiodłaś jako matka? Że źle
wychowujesz? Że być może nie potrafisz?
źródło: www.kobieta-dziennik.pl
Chłopczyk,
Jaś, ma kochających jego i siebie nawzajem rodziców. Mamę, która poświęca mu
cały swój czas kosztem… wszystkiego. Tatę, zapracowanego od 8 do 16 i po
godzinach czasami też, ale bardzo starającego się dać Jasiowi każdą wolną
chwilę.
Ma babcię
Jolę – uosobienie spokoju i cech, które babcia mieć powinna. Jaś uwielbia
spędzać z nią czas. To ona poświęca się w całości gdy są razem. Ona potrafi
tłumaczyć, uspokajać, nie odbierając przy tym prymu w wychowywaniu rodzicom.
Ma też dziadka Jarka, który kocha go bardzo. Spędza
z nim dużo czasu, w ogrodzie, w garażu, przy samochodzie. Z dziadkiem Jarkiem Jaś zgłębia tajniki
‘męskich zajęć’.
Jaś ma też
babcię Anię i dziadka Antoniego, ale z nimi spędza relatywnie mało czasu. Uwielbia natomiast jeździć
do babci Joli i dziadka Jarka. Albo… uwielbiał.
Ostatnio,
stało się coś… czego mama nie przewidywała… Za babcią chodzi krok w krok. Dziadka
kopie bije, gryzie, odpycha, mówi „idź sobie”. Czemu się tak zachowuje? Może
próbuje zwrócić na siebie jego uwagę? A może traktuje jak zagrożenie? Dziadek
się stara, a Jaś nie. Dziadkowi jest przykro a Jasiowi nie. Wyprzedzając
pytania, co dziadek zrobił Jasiowi? Nic, absolutnie nic.
Mama Jasia
załamuje ręce. Widzi jak takie zachowania wnuka ranią jej tatę. Jednocześnie
sama płacze z bezsilności, bo nic nie pomaga. Ani tłumaczenie, ani prośby, ani
groźby. Nic. Mama Jasia czuje jakby stanęła przed ścianą, której nie potrafi
przesunąć… A podobno nie ma ściany, której nie da się przesunąć.
Po kilku
dniach beznadziei, rozmyślań o popełnionych błędach wychowawczych ( bo jak
inaczej wytłumaczyć sobie tę sytuację? )
mama Jasia postanawia podjąć jeszcze jedną próbę. Bo tak być nie może,
Jaś musi zrozumieć, że takie zachowanie jest niedopuszczalne. Przeprowadza
rozmowę. Tłumaczy (po raz kolejny, ale być może innymi słowami, które bardziej
przemawiają do niespełna trzyletniego młodzieńca), że dziadziusiowi jest bardzo
przykro, że tak nie wolno. I staje się coś niesamowitego…
Przy następnej
wizycie w domu dziadków Jaś zachowuje się ja przystało na kochającego wnuka.
Podchodzi do dziadka i na ‘dzień dobry’ mówi: Dziadku, nie wolno mówić ‘idź
sobie’, wiesz?
Poczucie
bezsilności ustępuje miejsca radości, że mama ma mądre, rozumne dziecko. Do
kiedy będzie trwać ta radość? Do następnego razu…
Jaka jest konkluzja tej historii? Wychowując dziecko nie wolno się poddawać. Nie wolno zrażać się porażkami. Nie wolno odpuszczać, ani sobie ani dziecku. Trzeba za to, rozmawiać, tłumaczyć, prosić. Często wielokrotnie, często z uporem maniaka, niemalże. Bo, co ważne, ile dasz od siebie dziecku tyle ono odda Tobie.
Mama Mata
Święte słowa, ale trudne czasami strasznie do wykonania.
OdpowiedzUsuńTrudne jak jasna.... wiadomo co... Ale konieczne :)
UsuńSuper tekst Madzik!
OdpowiedzUsuńdziękuję Kochana :)
UsuńOj strasznie trudne! Jakoś ostatnio tego tłumaczenia, rozmów i próśb mam nad wyraz wiele :/
OdpowiedzUsuńTo chyba 'przypadłość' każdej Matki... :)
UsuńNiby ja to wszystko wiem, ale czasem jakoś cierpliwości brak. Mam ochotę rzucić wszystko, siąść i płakać. A potem niespodziewanie przychodzi taka chwila, która pozwala uwierzyć, że to ma sens.
OdpowiedzUsuńdokładnie tak... Mam tak samo :)
UsuńTłumaczę, tlumaczę, tłumaczę...natychmiastowych efektów nie ma...ale w najmniej oczekiwanych momentach dziecko moje robi to o co ją prosiłam...np. jak wyciągam ją z wózka na spacerze daje mi rękę i idzie w miare grzecznie:) zatrzymuje się przed pasami...wcześniej uciekała- na spacery chodziła na szelkach ale ciągle jej tłumaczyłam...można? można trzeba tylko chcieć...są momenty kiedy jestem bezsilna, nic nie pomaga...ale nie z takich opresji się wychodziło :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMądrze prawisz :)
UsuńOj tak, święta racja :-) tłumaczenie i rozmowy jeszcze przede mną, ale już ćwiczę na mężu ;-) mam wrażenie że on czasami gorszy uparciuch niż dziecko :-) pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńHaha, ja też trenowałam na mężu :)
UsuńBywa ciężko, ale warto podejmować wysiłek. Zawsze!
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :)
UsuńCo prawda, to prawda- nie wolno się poddawać. Moja córeczka jest bardzo uparta i czasem nie miałam cierpliwości tłumaczyć jej, co wolno a co nie. Na szczęście zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd i teraz, gdy na coś się uprze, już nie płacze i tupie, kiedy jej powiem "nie wolno". Bycie matką to ciągła nauka i nie można przysiąść na laurach:). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO właśnie, bo lepiej późno niż wcale :) Moje też już tak głośno nie krzyczy jak słyszy 'nie' :) Pozdrawiam :)
UsuńJa tłumaczę z uporem po parę razy dziennie ale jestem gaduła wiec to nawet lepiej ;)
OdpowiedzUsuńhahaha :) To jeszcze się 'wygadujesz' przy tym :D
UsuńTrudne do wykonania, ale tak trzeba.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda :)
UsuńStaram się jak moge tlumaczyc wszystko po kilka razy. Rozmowa jest najważniejsza
OdpowiedzUsuńNo, Ty masz komu tłumaczyć... Za chwilę Trzeci też zacznie mieć swoje zdanie :)
UsuńWydrukuję i powieszę na ścianach w domu - moja córka wchodzi w etap "buntu dwulatka" i czasem brakuje mi już sił :)
OdpowiedzUsuńmnie też czasami brakuje... Dziś na przykład o mało nie wyszłam z siebie... Bo co zrobić jak do dziecka nic nie dociera??? :)
Usuń