poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Książkowe LOVE - Albert


Autorka – z pochodzenia szwedka stała się uwielbiana przez miliony pisarką, a przygody Alberta zostały przetłumaczone na 30 języków. Gunilla Bergstrom od początku lat 70-tych napisała i zilustrowała ponad czterdzieści książek, z czego większość to przygody Alberta. W niektórych bohater ma lat 4, w innych 5 i 6. Opisują historie, jakie się małemu chłopcu przydarzyły. Każda z nich niesie za sobą przekaz i ważną dla młodego człowieka pointę. Albert Albertson, to dość typowy kilkulatek. Ma problemy jak każde dziecko: nie może zasnąć, boi się starszych dzieci, robi wszystko, żeby tata się z nim bawił, ma mnóstwo ‘ważnych’ spraw do załatwienia przed wyjściem do przedszkola.


Mati w swojej biblioteczce ma 6 tytułów:

Nieźle to sobie wymyśliłeś, Albercie.
Dobranoc Albercie Albertsonie.
Kto obroni Alberta?
Pospiesz się, Albercie.
Czy jesteś tchórzem, Albercie?
Sprytnie, Albercie.

Nakładem wydawnictwa Zakamarki, dotychczas ukazało się 9 pozycji. Nam brakuje: „Albert i potwór”, „Kto straszy, Albercie?” oraz  „Albert i tajemniczy Molgan”. Dwóch pierwszych nie mamy nie bez powodu. Po prostu, jeszcze nie jesteśmy na etapie ‘strachów’ i nie musimy oswajać tego tematu. A ostatniej, bo to też jeszcze nie nasza ‘bajka’.


Nieźle to sobie wymyśliłeś, Albercie.



Albert uwielbia się bawić. Uwielbia jak bawi się z nim tata. Ale tata czasami ma ochotę poczytać gazetę, zamiast bawić się z synem. Albert lubi też taty skrzynkę z narzędziami. Gdy tata chce mieć chwilę spokoju pozwala mu z niej korzystać. Tylko nie wolno ruszać piły. Tata powtarza to z uporem maniaka nie odrywając oczu od gazety. Jednak Albert, znajduje sposób, żeby wzbudzić zainteresowanie taty. Pomysłowy z niego kilkulatek.


Dobranoc Albercie Albertsonie.



Chłopiec nie chce spać. Dziś ma inny pomysł na wieczór. Jednak taka, ze stoickim spokojem spełnia każdą jego prośbę, z nadzieją, że syn w końcu zaśnie. Czyta bajkę, przynosi nocnik i szczoteczkę do zębów, podaje szklankę soku, zmienia zalaną przypadkiem resztką soku pościel, przegania lwa z szafy, szuka misia. Ręka do góry, kto zna ten scenariusz? J W końcu, zmęczony tata… zasypia przy kanapie, pod którą ukrył się zaginiony miś.


Kto obroni Alberta?


Albert niedawno wprowadził się na nowe osiedle. Nie zna tu nikogo, a starsi chłopcy nie są zbyt przyjaźni. Ma on tajemniczego – wymyślonego przyjaciela. Ale pewnego dnia wymyślona postać znika, bo Albert poznaje prawdziwego przyjaciela – Wiktora. Z początku jest cudownie, we wszystkim się zgadzają. Jednak przy kolejnych zabawach okazuje się, że nie tak łatwo mieć prawdziwego przyjaciela. Chłopcy gniewają się na siebie, obrażają, biją. Ale po każdej sprzeczce potrafią się pogodzić.


Pośpiesz się, Albercie.


Jak każdy kilkulatek, Albert nie spieszy się do przedszkola. W drodze do kuchni, gdzie czeka tata ze śniadaniem napotyka bardzo ważne sprawy, które musi załatwić. A to sweter, a to kółko od mercedesa, którego przecież, tak długo szukał, a to książka o wężach, którą musi teraz przejrzeć. ‘Tak, jeszcze tylko…” to przewodnie hasło tej historii. I tutaj, odwołuję się do Was Drodzy Rodzice… znacie to? J


Czy jesteś tchórzem, Albercie?


Albert nie jest tchórzem. On po prostu nie lubi się bić, nie lubi się awanturować. Nie jest grzeczniejszy od innych dzieci on nie lubi się bić. Jest silny, ale nie lubi się bić. Jak się okazuje, ma ku temu jeden ważny powód… Jaki? Przeczytajcie J


Sprytnie, Albercie.


Co wykombinuje pięciolatek, żeby starsi kuzynowie zrozumieli, że nie jest już mały? I, że dużo rozumie? I, że może z nimi grać w karty? Otóż, jak przystało na pomysłowego, i bardzo rozumnego chłopca, wymyśli coś, co ukaże go w zupełnie innym świetle.



Gwarantuję, że w małym Albercie każdy Rodzic znajdzie kawałeczek swojego Dziecka. Ba, moje dziecko, mimo, że wyjątkowe i niesamowite, ma mnóstwo cech Alberta. Bo zachowania Alberta to zachowania milionów kilkulatków, które nie zmieniają się na przestrzeni lat.





 Mama Mata




czwartek, 21 sierpnia 2014

Żywieniowe dylematy

Nie jestem żywieniowym freekiem, z namaszczeniem nie studiuję etykiet, nie liczę ile porcji warzyw i owoców je moje dziecko. Niby jestem świadoma, co wolno, a czego nie, ale jakoś niespecjalnie przykładam do tego uwagę. 

Ale wiecie co? Coś mnie tknęło. Nie mogę pozwolić na to, żeby moje dziecko, przez moje zaniedbanie, było kiedyś chore.
Dlatego, KONIEC z ignorowaniem zaleceń zdrowego żywienia. KONIEC z przymykaniem oczu, ' bo przecież raz nie zaszkodzi'. Jedyne czego żałuję, to tego, że robię to dopiero teraz. Absolutnie zdaję sobie sprawę, że nadal nie będę żywieniowym wariatem, ale na pewno przyłożę się bardziej :) Słowo Zucha!

Od kilku dni (a może tygodni?) jest na topie kampania z filmikiem przewodnim o tym jak szesnastolatek trafia na stół operacyjny. Ma nadwagę, lekarze próbują go ratować. I pojawia się retrospekcja: Jak nastolatek siedząc przed telewizorek wcina chrupki, popija colą. Jak kilkulatek opycha się hamburgerami z MC… Widzieliście? Nie? To zobaczcie tutaj I muszę przyznać, że kampania zrobiła na mnie wrażenie, na tyle, że postanowiłam coś zmienić.

Mati pije mleko modyfikowane (butelkę przed spaniem), lubi słodkie serki, ser biały, ser żółty, więc ilość wapnia ma odpowiednią. Ponieważ, ma już dwa i pół roku, od jakiegoś czasu wszelkiego rodzaju kaszki go nie interesują. Aż tu… usłyszałam o kaszkach gotowych do picia Nestle. Postanowiłam spróbować. Najpierw, jak przystało na świadomą matkę przeczytałam etykietę (nieprawdopodobne, wiem :) ) I co? I jest dobrze. Kaszki do picia firmy Nestle zawierają składniki mineralne oraz witaminy wspierające zdrowy rozwój dziecka dzień po dniu. Produkt jest super wygodny, bo w kartoniku mamy już gotową do spożycia kaszkę. Nie trzeba podgrzewać, mieszać. Przelewamy do kubeczka i pijemy. Pomyślałam, że to świetne rozwiązanie w podróży, czy pierwsze lub drugie śniadanko. Tylko, co na to Mati? I jego, dość wysublimowany gust?
Na rynku są 4 rodzaje/smaki kaszek:
  • mleczno-ryżowa z bananami, dla dzieci powyżej 4 miesiąca
  • mleczno-pszenna z herbatnikami, dla dzieci powyżej 6 miesiąca
  • mleczna 8 zbóż z miodem, dla dzieci powyżej 6 miesiąca
  • mleczno-pszenna z czekoladą,dla dzieci powyżej 9 miesiąca


Mati wypróbował wszystkie. Jedne z większym entuzjazmem, inne z mniejszym. Ale zdecydowanym faworytem jest:



A teraz czas na zabawę. Super zabawę - loterię z fantastycznymi nagrodami:



Na czym polega loteria?
- Należy kupić jednorazowo min. dwie kaszki Nestle.
- Wysłać sms na numer 70966 w treści wpisując „KASZKI.numer z Twojego paragonu”, albo wpisać numer z paragonu na stronie  (www)

Co można wygrać?
1.       Codziennie 3 zestawy małego podróżnika
2.       Co tydzień 3 rowerki dziecięce
3.       A na koniec 3x3000 zł na wycieczkę


Warto, prawda? Grajcie, wygrywajcie i bawcie się dobrze :)


Mama Mata

piątek, 15 sierpnia 2014

Ile dajesz z siebie, tyle dostaniesz...

Wczoraj, po południu wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Celem był sklep z lodami znajdujący się kilka kilometrów od domu. Okolica sklepu to lasy, zalew, domki jednorodzinne i działki. 

Dojechaliśmy, usiedliśmy przy stoliku pod parasolem. Obok nas siedziały dwie rodziny. Jedna 2+1 ( z dziewczynką - Zuzią, na oko sześciolatką). Druga 2+2 (chłopiec- Kuba - lat 9-10 i dziewczynka Natalia lat 3). Kiedyś już ich spotkaliśmy w sklepie, stąd tyle wiemy, bo dzieci bawiły się wspólnie wraz z Matim. 

Niestety, wczoraj rodzice nie byli mili dla swoich dzieci. Kuba, gdy chciał coś od mamy usłyszał: Zamknij się! 
A zaraz potem od wujka: 
Gdzie jest Natalia? 
Z Zuzią. - odpowiedział chłopiec
I co, Zuzia ma pilnować Twojej siostry???
Niestety, wszytko było wykrzyczane. Żadnych próśb, same nakazy i pretensje.
Później było tylko gorzej, ale już nie będę przytaczać tych mało wyszukanych dialogów. 

Zrobiło mi się strasznie żal tych dzieciaczków. Bo tak na dobrą sprawę, czy Kuba jest winny, że ma siostrę? Powinien za nią chodzić krok w krok? Nie! To dziecko rodziców, a nie jego i nie można zrzucać odpowiedzialności na starsze dziecko tylko dlatego, że jest STARSZE. 

Mamy tu dwie sprawy. Pierwsza to, wspomniane wyżej obarczanie odpowiedzialnością starszego rodzeństwa. Druga, to krzyk na dzieci i odnoszenie się do nich jak do kolegów spod budki z piwem. 'Zamknij się!" do dziecka? Własnego? Nie chcę też zupełnie ganić rodziców, może mięli zły dzień, może Kuba chwilę wcześniej mocno narozrabiał? Ale co, na Boga, musiał zrobić, żeby wrzeszczeć do niego "Zamknij się!"? 

Ja nie jestem oazą spokoju, choć podobno do dziecka cierpliwość mam. Przyznaję, zdarza mi się krzyknąć. Zazwyczaj po chwili jest mi strasznie głupio, że to zrobiłam i idę przeprosić. Ale krzyczę. Jednak bardzo staram się z tym walczyć, bo wiem, że 'ile włożysz we własne dziecko, tyle dostaniesz z powrotem".  I niech mi tu nikt nie opowiada, że są rodzice, którzy nigdy nie krzyknęli na własne dziecko. W moim otoczeniu, niestety bliskim, są ludzie którzy tak odreagowują wszystko: zły dzień w pracy, kłopoty finansowe, niewyspanie, niespełnione marzenia. Ale krzyk nie przynosi nigdy nic dobrego. Może chwilowe wyrzucenie negatywnych emocji, ale zawsze, powtarzam zawsze wraca ze zdwojoną siłą. 

Taka dobra rada na dziś (zebrało mi się z okazji moich urodzin) : nie krzycz! 


Mama Mata